Do domu wróciłem późną nocą.. Na podjeździe nie zauważyłem auta Georga, więc byłem pełen entuzjazmu, że będę sam i nie będzie budził mnie swoim uciążliwym chrapaniem.
Wszedłem lekkim krokiem po schodach, przygotowałem klucze,następnie otworzyłem drzwi i zaczerpnąłem lekko stęchniałego, lecz miłego, domowego powietrza. Zdjąłem buty i kurtkę, chwilę posiedziałem na kanapie, szukając czegoś ciekawego w telewizji,zjadłem jakieś resztki i wypiłem trochę soku bananowego.Zastanawiałem się, jak pożytecznie spędzić ten wolny czas, jednak najprzyjemniejszą alternatywą wydawało mi się wtulenie w poduszkę,przykrycie się po same uszy mięciutką kołdrę i pogrążenie się w błogim śnie.
Kiedy moja głowa leżała już na pościeli, a oczy zamknęły się mimowolnie, nagle usłyszałem jakieś dziwne dźwięki. Z racji, że byłem osobą dość bojaźliwą, od razu przyszły mi na myśl setki historii o duchach i zjawach, miałem milion wizji swojej śmierci,jest to u mnie dość częste zjawisko. Z drugiej strony jednak miałem doświadczenie w złym odbiorze docierających do mnie bodźców, więc skuszony zapachem tajemnicy, postanowiłem to zbadać.
Już oczami wyobraźni widziałem siebie w roli troskliwego przyjaciela, radzącemu zagubionym kolegom gejom, co mają postąpić w tak okrutnym świecie. Dźwięki dobiegały z sypialni Hagena, więc tym bardziej byłem prawie pewien, co ujrzę... Dlaczego znów musiałem się mylić?
Na jego łóżku, na wpół nago, Tom całował się z dziennikarką, która przeprowadzała z nami wywiad. No tak, kiedyś bym to zrozumiał,zamknąłbym drzwi, ciesząc się, że mój brat ma jakąś uciechę,miałbym w głębi serca nadzieję, że kolejna dziewczyna okaże się tą właściwą. Lecz, do kurwy nędzy, on już kogoś takiego znalazł!
Z impetem zapaliłem światło, kopiąc przy okazji w drzwi, aby wydać jak najwięcej jak najgłośniejszych odgłosów. Przestał się z nią miziać, ona od razu spojrzała na mnie przestraszona, a on nie wiedział, co się wokół niego dzieje. Błądził nieobecnym wzrokiem po jej obfitych piersiach i ani myślał przestać. Zdenerwowałem się nie na żarty. Serce biło mi jak szalone, w duchu kląłem na niego, a także na siebie, bo jak mogłem dopuścić do zaistnienia tak nieodpowiedzialnej sytuacji!? Przejmowałem się jego małżeństwem bardziej niż on sam, na co dowód leżał przede mną jak... na tacy.
Natychmiastowo do nich podszedłem i zrzuciłem Toma z tej kobiety.Zakryła się jakimś materiałem, wymykając się szybko. Chciała zapewne jeszcze dodać, żeby zadzwonił za parę dni - niedoczekanie. Kiedy leżał, a jego oczy zdawały się pytać, co się stało, chwyciłem go za ramię i posadziłem na tyłku. Nie wiedziałem, że mam aż tyle siły.
Wbijał we mnie wściekły wzrok, zaciskając usta i gniotąc w dłoniach bokserki, które miał zamiar zapewne za parę sekund zrzucić. Jeślibym nie przyszedł - lecz przyszedłem, Bogu dzięki. Strzeliłem go parę razy z otwartej dłoni w twarz. Musiał otrzeźwieć i przestać się wygłupiać. Chwycił się za policzek, sycząc cicho z bólu.
- Co ty, do cholery, wyprawiasz!? - krzyknąłem i czułem, że po paru zdaniach będę miał problemy z bolącym gardłem. - Już ci odbija? Już się gubisz? Obudź się!
Tak właściwie nie wiedziałem, co mam mu powiedzieć. Paplałem bez sensu, byle tylko coś mówić, byle tylko pomyślał, że sobie nie żartuję. Przerażała mnie pustka i cisza jego umysłu i duszy.
- To nie twoja sprawa - powiedział w końcu, ocierając usta i rozglądając się wokół mętnym wzrokiem. Widziałem, że zrozumiał swój błąd, lecz za nic w świecie by z tego nie zrezygnował.
- Masz żonę, sam sobie ją wybrałeś. - Usiadłem koło niego i wyciągnąłem nogi. - Przecież to ty byłeś tym... lepszym.
Przyzwyczaiłem się już, że to Tom robi wszystko jak należy, odnosi niesamowite życiowe sukcesy, jest szczęśliwy, ułożony, zdolny i dobry. Odkąd nie kusiła go sława i wizja miliona dziewcząt u jego boku, bardzo się zmienił. Nie szalał już po nocach, skupił się na tym, co ważne w prawdziwym życiu i starał się, abym ja też zaczął tak żyć. Myślał pewnie, że młodzieńcza głupota i bezmyślność już gonie dotyczą, dlatego nie przemyślał tego wcześniej, a kiedy przyszło co do czego... Zdecydował, że tak będzie fajnie. Szkoda tylko, że nie dla jego rodziny.
- Odezwał się... gorszy. - Wstał, podnosząc z ziemi swoje spodnie i wyglądał na porządnie wstawionego. - A to nie przypadkiem ty ciągle udawałeś ofiarę losu? Może powiesz, że nie chciałeś, żeby się tobą przejmować i ciągle podnosić cię z dna?
Zamurowało mnie. Nigdy nic takiego mi nie zarzucał, tym bardziej w tamtym momencie mnie zasmucił. Siedziałem,już nawet nie starałem się go rozumieć lub na niego patrzeć, a on gestykulował żywo w coraz większej złości. - ... I powiem ci, że szkoda, że byłeś w domu. Chciałbym ją przelecieć... - Oczy zapłonęły mu pewnego rodzaju żądzą, uśmiechnął się w tym lekkim świetle i pogładził po brzuchu. Również wstałem, spojrzałem mu prosto w twarz, nie wiedząc, co wstąpiło w mojego brata. Nie był taki i nie miałem zamiaru dopuszczać do siebie myśli, że kiedykolwiek mógłby. Zbliżyłem się i poczułem, jak moja otwarta ręka zdziela go mocno po lekko szorstkim policzku.
- Nie rób więcej takich rzeczy - powiedziałem, spuszczając głowę i udając się do swojego pokoju. Zamknąłem drzwi na klucz i rzuciłem się na łóżko, mając nadzieję na jak najszybsze zaśnięcie.
Nie miałem zamiaru dzwonić do Joanne, opowiedzieć jej o wszystkim i wyjść na totalnego idiotę, a przede wszystkim na wielkiego kapusia i człowieka, któremu nie można ufać. I może nie powinienem tak sobie tłumaczyć tego, że po prostu miałem zamiar go kryć, jednak lepszej wymówki wymyślić nie potrafiłem.
Brat to brat; mimo wszystko powinno się mu pomagać, nawet jeśli on tej pomocy nie zauważa i traktuje ją jako kompletnie bezużyteczną.Chciałem, żeby dalej był szczęśliwy i nie zapominał, że największe spełnienie czeka go w ramionach własnej kobiety i syna, że nic nie może się z tym równać. Może po części zazdrościłem.
Podciągnąłem kolana aż po brodę i westchnąłem głośno. Przez moment,w kuchni, słyszałem jeszcze krzątaninę Toma, gotującą się w czajniku wodę i stukot szkła. Później tylko trzask drzwi i przeraźliwą, cisnącą ciszę.
Zastanawiałem się, co gorszego może nas jeszcze spotkać. Co może spotkać mnie....? Dowiaduję się o innej orientacji przyjaciół, aby pół dnia później przyłapać własnego bliźniaka z jakąś ladacznicą,nienawidzę ludzi, z którymi pracuję, jednocześnie nie chcę tego przerywać, tęsknię do spokojnej przeszłości, nie mając zamiaru więcej już z nią obcować. Czasami miałem wrażenie, że to wszystko to tylko jedna, wielka, zbyt udana iluzja, a ja obudzę się ze świadomością, że był to wyłącznie sen.
Kiedy otworzyłem oczy, Georg wisiał nade mną z kubkiem kawy.Przetarłem dłonią twarz, zakrywając się po uszy, żeby dał mi jeszcze pospać, lecz widocznie miał zbyt dobry dzień i nie chciał dać za wygraną.
- Co się tak uśmiechasz? Chcesz mnie poderwać? A może mieliście z Gustavem udaną noc? - powiedziałem, kiedy chciał mnie odkryć. Przestał, a ja ugryzłem się w język. - Przepraszam.
Usiadłem, przygładzając lekko włosy i spojrzałem na niego pytająco.
- Mamy dziś sesję zdjęciową, tak pomyślałem, że może cię obudzić, żebyś... się przygotował? - poinformował mnie natychmiastowo. O nim tak naprawdę nie mogłem powiedzieć nic złego, ceniłem go jako przyjaciela i człowieka, chociaż czasami żartowaliśmy z jego osoby.
- Dzię... - wstałem, chwyciłem jego kawę i wypiłem połowę -dziękuję. - Poszedłem do łazienki, pełen chęci do życia, na moment zapominając o przykrym, nocnym incydencie.
I pracowni było wyjątkowo głośno i gwarno. Nie lubiłem takiej atmosfery, wolałem ciszę i spokój, które pozwalały mi się skupić i robić swoje, więc tradycyjnie usiadłem w kąciku i zająłem się sobą samym.
Kasowałem wiadomości na telefonie, sprawdzałem pocztę, czytałem wiadomości w internecie i zaktualizowałem listę odtwarzania w iPodzie. Piłem soczki, herbatki, paliłem papierosa za papierosem - tak, już zdecydowanie znów wróciłem do nałogu i incydent z tarasu,kiedy prawie zemdlałem, tylko mnie śmieszył. Innych zresztą też. Więc piłem co tylko miałem pod ręką, paliłem, jadłem wszystkie rzeczy wkoło, które pachniały lub wyglądały smakowicie. Wymyślałem setki dziwnych zabaw i czekałem, aż tylko ci idioci zdecydują się co do wyboru światła.
A wtedy dosiadł się do mnie Tom, co mogłem przewidzieć, gdyż była to sprawdzona taktyka, kiedy tylko coś między nami nie grało.Patrzył się bez słów i właśnie w takich momentach widziałem najbardziej, jak jesteśmy do siebie podobni, zachowywaliśmy się czasem niemal identycznie.
- No, wypaplałeś już wszystkim, co? Pewnie nie mam po co wracać do domu... - powiedział z sarkazmem i zaczął przerzucać kartki jakiegoś publicystycznego magazynu.
- To się mylisz, Tommy. - Położyłem nogi na stoliczku,zasłaniając mu nimi gazetę. Podniósł na mnie wściekły wzrok. - Nie znudziło ci się to jeszcze?
Uniósł jedną brew i zamarł, czekając na ciąg dalszy mojej wypowiedzi.
- Ani trochę - odpowiedział, kiedy zamilkłem na dobre. Udał,że zakończył tę rozmowę, że mogę czuć się poniżony i upokorzony, bo cokolwiek bym nie zrobił, on i tak się z tego jakoś wyliże. - Nawet jeśli jej powiesz, ja zagram tradycyjnym "kocham cię" i wszystko wróci do normy. Jak myślisz, komu uwierzy? Niestabilnemu emocjonalnie głupkowi czy własnemu, porządnemu mężowi?
Że też nazwał mnie niestabilnym emocjonalnie... I na dodatek głupkiem? Ciekawe, kim w takim razie jest on. Na pewno nie "porządnym mężem", oni nie robią takich głupstw.
- Nie zapominaj, że już raz mi uwierzyła - zagroziłem, a jego twarz w jednej sekundzie zrobiła się blada jak ściana.
Kiedy jeszcze Tomaszek pamiętał smak kariery i sukcesu, nie potrafił mieć zawsze czystych myśli. Na początku ich związku zdarzało mu się zbaczać z drogi, a wtedy przylatywał do mnie i, olaboga, to mnie się żalił. Za dużo o nim wiedziałem, żeby teraz traktował mnie jak szmatę, żeby chciał mnie unicestwić i spowodować, że poczuję się źle. Wracając do przeszłości; zanim wyszedł na prostą, zupełnie prostą, raz poszedł na całość i przeleciał jakąś lafiryndę na przyjęciu urodzinowym swojej - jeszcze wtedy - narzeczonej. Wyrządził jej prawdziwe świństwo,chociaż nie chciał się do niego przyznać. Powiedział mi, co go trapi. Sam stwierdził, że albo jej powie, albo skończy się ich związek, który miał prawdziwy potencjał. Lecz bał się tych bolesnych słów, więc to ja uzupełniłem wiedzę niedoinformowanej Joanne, tłumacząc go i przepraszając. Zrobiła mu prawdziwą awanturę, to jej było mi naprawdę żal. Widać było, że zabolało ją to, co zrobił, lecz dała mu jeszcze jedną, jedyną i ostateczną szansę, a nie wyglądała przy tym, jakby żartowała. Bardzo im kibicowałem, w moich oczach byli dla siebie po prostu stworzeni,więc teraz każdy powinien zrozumieć moją pozycję i to, że po tej drugiej - co prawda nie do końca zakończonej - zdradzie, nie mam zamiaru nic nikomu mówić. Ale jemu grozić miałem prawo.
- Nie rób tego... - wyszeptał, chowając twarz w dłoniach.Wydawało mi się, że oczy zaczynają mu lekko łzawić, że naprawdę mu zależy i że tylko się zgrywa. Nie wyobrażam już sobie go bez niej,jej bez niego.
- Dobrze - potwierdziłem.
- Dobrze? - Chyba niezbyt mi wierzył. Zbyt łatwo się"zgodziłem", chociaż tak naprawdę nie miałem na co.
- Wiem, co jest w tej sytuacji właściwe... - wstałem,wygładziłem spodnie i zerknąłem na machającego do mnie Gustava - w przeciwieństwie do ciebie.
sobota, 19 grudnia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
kiedy napiszesz nowy odcinek? Bo się normalnie nie mogę doczekć :D
OdpowiedzUsuń